Walentynki, Russians go home i najstarsza reklama w Warszawie
Kilka dni temu usłyszałem, że obchodzimy właśnie straszliwe trio: tłusty czwartek, piątek 13-tego i Walentynki. Nie zgadzam się z tą teorią. Uwielbiam Walentynki, z tej też okazji wybraliśmy się w sobotę do kina, na film oczywiście. Niestety, kartka przy kasie w kinie "Kultura" z napisem „WSZYSTKIE BILETY WYPRZEDANE” wpłynęła na korektę planów. Wracając, weszliśmy na chwilę do Domu Spotkań z Historią. Jakaż była moja radość, kiedy przeglądając album "Była taka ulica - Marszałkowska", opracowany przez Pana Pawła Stalę, natrafiłem na zdjęcie pięknej pocztówki.
Na pocztówce widać kolumnę żołnierzy z workami na plecach.
Wojsko nie do końca jest dobrze zorganizowane, za to dobrze pilnowane przez oficerów.
Napis w języku niemieckim Scene von der Raumung Warschaus (Scena z oczyszczania Warszawy) upewnia mnie w przekonaniu, że to Rosjanie w popłochu opuszczają Warszawę.
Zdjęcie zostało wykonane 4 sierpnia 1915 roku, zaś pocztówka jako druk propagandowy była wydana podczas okupacji niemieckiej.
Oczywiście - nie mam nic do porządnych Rosjan, wiersz „Do przyjaciół Moskali” nadal pozostaje jednym z moich ulubionych, jestem jednak zdecydowanym przeciwnikiem stacjonowania w Warszawie armii radzieckiej, rosyjskiej jak zresztą każdej innej obcej.
Na marginesie, pięć lat później część z tych żołnierzy zapewne próbowała wrócić do Warszawy
i dostała niezły łomot.
Ale nie jest teraz ważne, co się działo w roku 1920, ale zdarzenie, które miało miejsce 43 lata wcześniej.
Wiosną 1877 roku sensację w mieście wywołała inwestycja, polegająca na ustawieniu kilkunastu kiosków do anonsów, które były tak naprawdę pierwszymi nośnikami reklamowymi w Warszawie.
Mam na myśli reklamę systemową (zorganizowaną), bo reklama zewnętrzna istnieje tak długo,
jak istnieje miasto.
Osobami, które postanowiły zapoczątkować ten biznes w Warszawie, byli panowie Brandel i Kruszel.
O tym wydarzeniu rozpisywała się cała ówczesna prasa. Pomysł nie był oryginalny – tego typu reklama
w miastach europejskich pojawiła się już w pierwszej połowie XIX wieku.
Kioski do anonsów były słupami, które można było wynająć i prowadzić w nich wnętrzu sklepiki z prasą lub papierosami, zaś na zewnątrz znajdowały się panele z ogłoszeniami. Panele te można było w nocy podświetlać (!).
Mówiąc dzisiejszym językiem: były to meble miejskie wyposażone w nośniki reklamowe typu backlight.
O reklamie w Warszawie pod koniec XIX wieku zresztą napiszę więcej wkrótce.
A co łączy armię carską i kioski do anonsów?
Proszę, przypatrzcie się uważnie: za kolumną uciekinierów widać szpaler warszawiaków,
nikt nie macha chusteczką na pożegnanie, w centralnym punkcie zdjęcia znajduje się właśnie kiosk
do anonsów.
Wydaje mi się nawet, że widzę osobę robiącą zakupy w kiosku, to ostatnia okazja aby kupić gazetę pisaną cyrylicą….
Zwykłe życie w dużym mieście, a historia się dzieje.
A co łączy to wszystko z Walentynkami?
Będę szczery.
Czysty przypadek.
Paweł Stala, "Była taka ulica - Marszałkowska". Wydawnictwo VEDA, Warszawa 2013.