O reklamach i trantipultach
Kampania długopisów marki PILOT
W kampanii długopisów marki PILOT, zaplanowanej na przełom wakacji i nowego roku szkolnego
a realizowanej na naszych billboardach w ruchu, czyli MobiJetach, pewną rolę odegrał trantiputl.
Czyli szwambuł. Czyli chochlik.
Chochlik czyli trantiputl czyli szwambuł. Zanim przyjrzycie się uważnie zdjęciu i poszukacie efektów jego działania, poczytajcie o kampanii długopisów PILOT, bo jak rzadko kiedy, przypadkowy błąd wpisał się świetnie w kontekst kampanii a poczucie humoru i otwartość ludzi w dziale marketingu PILOTA przekuło pomyłkę w bardzo fajną akcję dodatkową.
Promocyjna kampania reklamowa długopisów została zaplanowana na koniec wakacji i początek roku szkolnego. Była adresowana do uczniów i miała dwie czterodniowe odsłony w pięciu miastach: Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu i Gdańsku. Przy takich założeniach wybór MobiJetów jest oczywisty, precyzyjnie wybrana grupa docelowa nie zakładała obecności reklamy przez miesiąc czy nawet dwa tygodnie, co zazwyczaj ma miejsce w klasycznych kampaniach OOH.
Integralną częścią kampanii reklamowej był konkurs, prowadzony na stronie pilotpen.pl, do udziału w którym zapraszała grafika, prezentująca możliwości reklamowanych długopisów: napisz - usuń - popraw.
No i właśnie.
Uczniowska rzeczywistość, czyli literówka, czyli drobiazg do wymazania magicznym długopisem PILOTA,
w wydrukowanej postaci grafiki to sprawka chochlika, który zamieszkał gdzieś między plikiem podglądowym (był prawidłowy) i przekazywanym przez agencję do druku (był błędny). Literówka została zauważona przez naszą ekipę montującą grafiki na MobiJetach, które następnego dnia miały wyruszyć
w trasę...
Z szybką akcją ratunkową pośpieszył nasz Dział produkcji.
Zaproponowaliśmy PILOTOWI kilka produkcyjnych pomysłów korektorskich, które ratowały już wydrukowane dekoracje, zaś PILOT szybko opracował dodatkową akcję konkursową i nagrody
za znalezienie literówki. Z pomocą przyszedł sam bohater reklamy: skoro mowa o magicznym długopisie, nawiążmy do niego! Na dekoracjach pojawiła się błyskawicznie wydrukowana naklejka, która zachęcała
do znalezienia błędu i wygrania nagrody.
Przypomniała nam się sytuacja sprzed dobrych kilku lat, kiedy na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia, przyszły do nas wyczekiwane kartki z życzeniami ( to były czasy wysyłania tradycyjnych kartek).
Kartki były piękne a tekst życzeń nawiązywał do faktu przekazania wsparcia finansowego jednej
ze szkół podstawowych i został napisany tak, jakby życzenia pisało dziecko.
Były piękne, szkoda że ... z błędem ortograficznym i że na wydrukowanie nowych już absolutnie
nie było czasu.
Kiedy ochłonęliśmy, w ruch poszły czerwone pisaki. Czy pamiętacie sposób poprawiania błędów przez panią
od polskiego? No właśnie. Dwie charakterystyczne czerwone kreski podkreślające "rzyczenia" pojawiły się
w ciągu godziny, a wszyscy adresaci byli przekonani o celowości tego bardzo fajnego zabiegu.
Wnioski zatem są takie, że chochliki były, są i będą i że pewną skutecznością w walce z nimi odznaczają
się przytomność umysłu i poczucie humoru.