Wiele osób przeczytało artykuł pod tytułem „Zamazujemy szmaciarzy w Gazecie Stołecznej”. Komentarze pod teksem oraz artykuły w prasie branżowej dosyć jednoznacznie wskazują, co o autorze pomysłu i czystości intencji myślą czytelnicy. Pozwólcie, wtrącę swoje trzy grosze.

Po pierwsze, jeżeli coś robimy – róbmy to z głową.

Patrzę na zdjęcie w artykule w „Gazecie…” i zastanawiam się, dlaczego zapikselowane na budynku Galerii Centrum zostały logotypy firm, które mają tam swoje sklepy? Czyżby logo Gazety Wyborczej zamierzało zniknąć z dachu budynku redakcji?
Nie rozumiem również, dlaczego reklama firmy H&M na elewacji Galerii jest zła – jeżeli mnie pamięć nie myli, miasto wydało pozwolenie na jej instalację ok.1997 roku. A dlaczego logo LG nie zostało zasłonięte – to wie zapewne tylko Pan Redaktor.

Po drugie nie strzelajcie sobie w kolano (no chyba, że komuś sprawia to przyjemność).

Prasa raczej nie utrzymuje się ze wspaniałych artykułów, tylko z wpływów generowanych przez reklamy.
Nie traktujmy Klienta jak dziecko, któremu trzeba wszystko pokazać palcem – „nie kupuj tam,
ta reklama jest brzydka”- nikt się na to nie nabierze.
Tak dla przypomnienia – były czasy w Agorze, kiedy wynik dodatni jedynie notował AMS i to z pieniędzy ze sprzedaży reklamy zewnętrznej były wypłacane pensje dla pracowników gazety.
I jeszcze dla zainteresowanych – elewacja redakcji „Gazety …” w Poznaniu.
Czyżby były na niej reklamy?

2
Zdjęcie – Google Street View.

Tak naprawdę ten artykuł wpisuje się w pewien ciąg zdarzeń, który rozpoczął się wówczas,
gdy wydawcy prasy zorientowali się, że budżety klientów nie są z gumy.
Problem znany nie od dziś. Cofnijmy się do Warszawy w drugiej połowie dziewiętnastego wieku.

W mieście ukazuje się wiele tytułów – są między innymi dzienniki: „Kurier Warszawski”, „Głos”, „Nowiny”, „Dzień”; tygodniki: „Tygodnik Powszechny”, Tygodnik Ilustrowany”, „Przegląd Tygodniowy” oraz wiele tytułów prasy specjalistycznej np. „Gazeta Przemysłowo-Rzemieślnicza”, „Grafika”, „Gazeta Handlowa” i inne.
Nie ma oczywiście internetu, telewizji i radia.

Zaczyna tworzyć się sformalizowany rynek reklamowy.
W gazetach zaczyna się sprzedaż reklam, powstają pierwsze biura reklamy. Powstają również pierwsze nośniki reklamowe. I tu dochodzi do pierwszego starcia. Poszło o słupy reklamowe, które były bardzo życzliwie przyjęte przez mieszkańców miasta, w roku 1890 było ich 50 i szybko budowano następne. Zaczęły pojawiać się głosy, że są brzydkie i szpecą Warszawę, a reklama na nich jest wielce nieskuteczna. Tak pismo „Wędrowiec” w roku 1894 opisywało reklamę zewnętrzną:

…”Ludność wielkich miast nie chodzi, ale zazwyczaj lata gorączkowo po ulicach, rzadko więc kiedy i rzuci nawet okiem na słup ogłoszeniowy, cóż dopiero, gdy to afiszer przylepi na słup nie od strony chodnika, lecz od środka, przeznaczonego na powozy i dorożki (…). Ogłoszenie przylepione na słupie przeczytałby tylko mieszkaniec miasta i to tylko jednego miasta, podczas gdy ogłoszenie w gazecie idzie na cały kraj”.

Innym razem można było przeczytać „Słupy ogłoszeniowe w tej formie, jak ją postawiono,
nie odpowiadają potrzebie publicznej i są skazą na powierzchowności miasta.”

Przyznają Państwo, że niewiele się zmieniło.

Inny przykład, trochę bliżej naszych czasów.
Słynna „afera billboardowa”, o której tak chętnie rozpisywała się prasa. Jest rok 2006, rok po wyborach prezydenckich. Czego dotyczyła ta afera? W skrócie chodziło o podejrzenie popełnienia przestępstwa polegającego na sfinansowaniu przez PZU części kampanii prezydenckiej Donalda Tuska.
Rzekomo miało się to odbyć w ten sposób, że PZU po protestach Towarzystwa Psychiatrycznego wycofało się z „kontrowersyjnej” kampanii „Stop wariatom drogowym” a następnie miało sprzedać billboardy za 3 proc. wartości firmie PR-owej związanej z synem pewnego polityka, od której miała je odkupić PO….
Zastanawia mnie nazwa afery.
Dlaczego billboardowa? Dlaczego nie na przykład wyborcza? Co tu zawiniły billboardy?
Ach, ta wolność słowa.
Dzięki niej prawdopodobnie nie było afery Gazety Wyborczej czy też afery „i czasopisma” – tylko afera Rywina.

Prasa zazwyczaj źle pisze o outdoorze. Dotyczy to także przypadku, kiedy właściciel gazety jest właścicielem firmy, która posiada nośniki reklamy zewnętrznej.

Nie uważam, że takie zachowanie prasy to spisek.
Uważam, że to element walki o korzystniejszy podział  tzw. „tortu reklamowego”.
Szkoda, że w tej retoryce brakuje obiektywizmu i klasy.