Niewiele możemy zdziałać, jeżeli Pan Henio, który ma warsztat samochodowy, postanowi zbudować sobie tablicę reklamującą swoje usługi. Czemu nie, właściwie wolno mu – pod warunkiem, że przeprowadzi inwestycję zgodnie z prawem. W zdecydowanej większości przypadków Pan Henio nie wie, że coś takiego należy zorganizować legalnie – ale to temat na oddzielne rozważania. Pan Henio najczęściej postawi reklamę tanio i w jego mniemaniu dobrze. I wszystko zazwyczaj jest dobrze, dopóki nie przyjdą nieco gorsze warunki, na przykład nie powieje silniej wiatr, wtedy szukaj wiatru (czyli reklamy) w polu.

Zostawmy jednak Pana Henia, bo Pan Henio jest tak naprawdę poza branżą OOH, choć niestety jego działania niekorzystnie wpływają na wizerunek branży.
Ale są inne dwa inne niepokojące przypadki, o których chcę napisać.
Pierwszy dotyczy podobnego mechanizmu działania, jaki reprezentuje Pan Henio, z tą różnicą, że wykonawcami takich reklam są firmy które zajmują się profesjonalnie outdoorem lub raczej – którym wydaje się, że zajmują się nim profesjonalnie. W miastach, przy drogach między nimi powstają konstrukcje, które następnie są oferowane Klientom. Czasami taka oferta może wyglądać atrakcyjnie cenowo, ale trzeba się zawsze zastanowić dlaczego, i czy na pewno jest to opłacalne.

Drugi przypadek jest nieco odmienny.
Inicjatywa wychodzi od Klienta, który mówi: Kochana firmo, postaw mi proszę reklamę na miesiąc, dwa, a na może i na dłużej, ale uwaga – zależy mi przede wszystkim na tym, żeby było tanio.

I tu dochodzimy do absurdu, z jakim zmagamy się od czasu wprowadzenia ustawy o zamówieniach publicznych, która paraliżuje inwestycje publiczne i promuje bylejakość na każdym kroku.
Nie musi być dobrze – musi być tanio.

 

Te trzy przypadki charakteryzuje pewnie kilka wspólnych rzeczy: kiepska estetyka, niska jakość, niewysokie wymagania, być może też cena. Chcę jednak zwrócić uwagę na inną, ważniejszą.
Została przekroczona granica, której przekraczać nie wolno.
Tą granicą jest BEZPIECZEŃSTWO.