Internet przedmiotów (Internet of Things) to termin wymyślony pod koniec lat dziewięćdziesiątych przez Kevina Ashtona, pioniera nowych technologii z Massachusetts Institute of Technology. Termin ten opisuje system, gdzie Internet jest połączony z realnym światem poprzez wszechobecne sensory. Przez taki system możliwa byłaby komunikacja z każdym przedmiotem zaopatrzonym w sensor – na podobnej zasadzie, jak łączymy się z adresem URL poprzez Internet.

Machine to Machine (M2M)

Ten scenariusz właśnie realizuje się na naszych oczach.
Dzięki firmom takim jak krakowski start-up Estimote, który podbija właśnie Dolinę Krzemową, możemy zaopatrzyć się w małe sensory – beacony, które są w stanie komunikować się z naszym smartfonem. Wysyłają one mikro sygnały radiowe, które smartfon może odbierać i interpretować. Dzięki odpowiedniej aplikacji smartfon jest w stanie rozpoznać i zinterpretować sygnał wysyłany przez sensory, które są zaopatrzone w czujnik ruchu i temperatury. Beacony można przyklejać do różnych obiektów lub przedmiotów i dzięki aplikacjom mobilnym połączyć świat realny, świat otaczających nas przedmiotów i obiektów, ze światem wirtualnym.

Co ciekawe, sensory Estimote dzięki zastosowaniu technologii Bluetooth Low Energy, mogą być zasilane niewielkimi bateriami, które – jak podaje producent – zapewniają działanie urządzenia przez 3-5 lat oraz zasięg sygnału do 70 metrów. Jest to znacznie więcej niż stosowana do tej pory w reklamie zewnętrznej technologia NFC (Near Field Communication) umożliwiająca bezprzewodową wymianę danych na odległość 20 cm. W przypadku beaconów Estimote nie musimy nigdzie przykładać naszego telefonu – wystarczy, że pojawimy się w danym miejscu np. w sklepie czy na ulicy w pobliżu billboardu i mamy w telefonie zainstalowaną aplikację a otrzymamy informację np. przypomnienie o zaplanowanych zakupach, kupon rabatowy na jakiś produkt lub usługę czy też inny rodzaj komunikatu.

Jak to może zmienić rynek reklamy zewnętrznej? Na razie temat jest dość świeży i mało jest przykładów zastosowań tego typu sensorów w reklamie outdoorowej lub indoorowej. Masowe wykorzystanie sensorów budzi też spore kontrowersje. Zwłaszcza w Stanach, gdzie po ujawnieniu przez Snowdena skali inwigilacji społeczeństwa, ludzie są bardzo wyczuleni na kwestie prywatności.

W Nowym Jorku władze miasta zażądały od firmy reklamy zewnętrznej Titan, aby zdemontowała sensory umieszczone w budkach telefonicznych na terenie Manhattanu. Afera wybuchła po tym, jak serwis internetowy BuzzFeed ujawnił, iż beacony te mogą śledzić ruch posiadaczy smarftonów oraz przesyłać im treści reklamowe. Mimo to, że jak wytłumaczył rzecznik prasowy firmy Titan, sensory nie pobierają danych i informacji od użytkowników smarfonów, nie śledzą ludzi ani nie wysyłają komunikatów reklamowych a wymiana danych może nastąpić jedynie wtedy, gdy użytkownik ma wgraną odpowiednią aplikację oraz wyraził zgodę na tego typu komunikację z sensorami, firma Titan zdecydowała się zastosować do prośby władz Nowego Jorku
i zdemontować wszystkie sensory.

Mimo pewnych kontrowersji marketerzy zaczynają testować użycie beaconów.
W Wielkiej Brytanii właściciel marki Cadbury – firma Mondelez – testuje beacony w celu pobudzenia chęci do zakupów impulsowych. Coca-Cola planuje użycie beaconów do zdynamizowania promocji sklepowych.
Exterion Media (dawniej CBS Outdoor) planuje zastosowanie sensorów w reklamie outdoorowej jako bardziej przyjaznej dla użytkownika technologii niż NFC.

Temat jest nowy i zarówno firmy reklamowe, jak i marketerzy uczą się tej technologii.
Jedno jest pewne – ludzie nie lubią być bombardowani komunikatami reklamowymi, nie lubią dostawać spamu, są coraz bardziej wyczuleni na punkcie swojej prywatności.
Wybiorą tego, kto będzie w stanie przez aplikację mobilną dostarczyć im ciekawy kontent, nowe funkcjonalności, konkretne korzyści i jednocześnie zapewnić im prywatność.